Dopiero dzisiaj jestem w jakimkolwiek stanie napisać szerzej, co się stało, że nie ma już z nami Crasha. Oczywiście nie chodzi tu o to, że nie posiadałem takowej wiedzy, tylko o to, że nie byłem w stanie. Ten wpis również powstaje w kilku "podejściach", ze wzglądu na moje "pocące się oczy". Crash zaczął mieć w środę kłopoty żołądkowe. Jako, że nie należymy do panikarzy do lekarza dotarliśmy w czwartek, gdy sytuacja była dla nas już niepokojąca. Pies przestał jeść, a przyjmowana woda była przez niego wydalana kilkadziesiąt sekund po wypiciu (wymiotował). Trzeba było interweniować. Wieczorem przyszły badania krwi i okazało się, że Crash ma ostre zapalenie trzustki. Ta informacja oraz pozostałe wyniki krwi wyznaczyły kierunek działania i dały pierwszą, niestety trafną, diagnozę. Pani doktor, po przeprowadzeniu wywiadu, wykluczała kolejne możliwości jak mogło dojść do tego zapalenia i okazało się, że powodem jest zatrucie pokarmowe. Idąc tym tropem, analizowaliśmy czy w jego diecie pojawiło się coś nowego, ale nie było takich rzeczy. Zresztą, jak wiecie, mamy jeszcze Vegę i psy jedzą to samo, gdyż były traktowane równo. Wyszło na to, że Crash musiał zjeść coś w sposób niekontrolowany. Ci co nas znają, wiedzą, że mamy duży teren przed domem. Crash w zasadzie nie chodził na spacery po za tym terenem. Do zjedzenia czegoś musiało więc dojść u nas.
Oprysków nie robimy, trutek na gryzonie nie rozkładamy. Wszystko wskazuje na to, że ktoś nam na teren działki podrzucił truciznę. Przeglądałem nagrania z naszego monitoringu, ale tuje rosnące równolegle przy siatce skutecznie uniemożliwią jakąkolwiek analizę. Zresztą kamery nie w takim celu były montowane i są ustawione tak by rejestrować potencjalnych nieproszonych gości na naszej posesji, a nie po to by patrzeć na ulicę. Crash w czwartek o 23:00 trafił do szpitala na kroplówki. Otrzymaliśmy informację od weterynarza przyjmującego, że będzie musiał pozostać w tym szpitalu dla zwierząt minimum trzy dni. Crash był bardzo osłabiony. Gdy przekazywałem go pani doktor polizał mnie w rękę. Nie wiedziałem wtedy, że to było pożegnanie... W piątek rano informacje na temat jego stanu zdrowia nie wniosły nic nowego. Przekazano nam, że choć nie nastąpiła poprawa to przebieg leczenia jest typowy. Wieczorem również nie było niepokojących informacji. Kazano nam nawet w sobotę przyjechać i wziąć go na spacer koło przychodni. W sobotę rano, po telefonicznej rozmowie z lecznicą, zaniepokoiło mnie to, że o 9:00 pies jeszcze spał, ale sądziłem, że to na skutek otrzymywanych leków. Umówiliśmy się, z lekarzem, że przyjedziemy do Crasha około 14:00. Niestety koło godziny 12:00 otrzymaliśmy telefon od weterynarza, że Crash się zatrzymał i pomimo resuscytacji odszedł. Moje serce pękło i w zasadzie niewiele pamiętam z tego co się działo później.
Crash leży obok swojego kolegi Nerona. Wierzcie mi, to nie prawda, że czas goi rany. Neron, Kama, Cygan, ponownie Neron, Crash... Za każdym razem przeżywam to coraz gorzej. Crash był raczej moim ostatnim psim przyjacielem. Dziury w sercu pozostają na zawsze, a mi chyba właśnie skończyło się miejsce na nie. Można się uśmiechać, ale ból pozostaje na zawsze.
Zapalenie trzustki występuje również u psów z niedoczynnością tarczycy. I zapewne tą diagnozę bralibyśmy w ciemno, gdyby nie przeczyły jej pozostałe wyniki krwi. Do wyników krwi nie pasuje też ugryzienie przez kleszcza, które również wywołują podobne objawy. Niestety, wszystko wskazuje na to, że zadziałał tutaj po prostu, podły czynnik ludzki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Warto się przedstawić i podać choćby pseudonim.